Kilka dni temu natknęłam się na flickrze na zdjęcia świetnego wnętrza. Poprosiłam jego właścicielkę, by napisała kilka słów o sobie i o swoim mieszkanku. Zatem nie będę się rozpisywać i oddam głos Ani:
"O mnie? Kończę właśnie judaistykę, wiosną zostanę żoną i dostanę kota;) Mieszkanie jest na skraju krakowskiego Śródmieścia, w bloku z lat 50. Do nowiutkich 64m2 wprowadzili się Dziadkowie, tu urodziły się ich 3 córki. Najmłodsza, moja Mama, po studiach przeprowadziła się w góry, a ja wróciłam do Jej starego pokoju 5 lat temu. Do maja dzieliłam mieszkanie ze współlokatorkami, od kilku miesięcy mam je tylko dla siebie (i Narzeczonego;) ).
Pomalutku przerabiamy je na bardziej nasze, a ja staram się zachować klimat jaki pamiętam z dzieciństwa. Dużo rzeczy robię sama lub wyręczam się Narzeczonym (były cykliniarz, troskliwie zaopiekował się 60letnim parkietem), sprawia nam to wielką frajdę (może nie licząc małego kryzysu przy skrobaniu lamperii w kuchni ;) ).
Stawiam na duży efekt małym kosztem, jedynie w kuchni nie oszczędzaliśmy na farbie - to jak na razie chyba najdroższe szaleństwo. Część mebli jest w mieszkaniu od zawsze, niektóre są z pobliskiego targu staroci, zbierane po rodzinie, z komisu i allegro - odnowione i przemalowane.
Niedługo zabieramy się za duży pokój - baza będzie biało-drewniana, konkrety wyjdą w praniu - na ogół nie mam koncepcji tylko zestawiam rzeczy/kolory które aktualnie mi się podobają - czasem wychodzi, częściej nie ;) Wczoraj znalazłam w piwnicy Taty fantastyczną metalową lampę stojącą swego czasu nad stołem operacyjnym dawnego szpitala wojskowego - będzie jak znalazł nad planowaną do dużego pokoju wygodną kanapę.
Lubię niedosłowne wariacje na tematy ludowe/góralskie(w górach się wychowałam), klimaty peerelowskie (przypominają mi dzieciństwo i mają ten zapierający dech siermiężny urok), drewno/sklejkę i kolor. Inspirują mnie skandynawskie blogi, moda uliczna, film, moje studia, historia."
Jak Wam się podoba?
Zdjęcia autorstwa właścicielki mieszkania.
"O mnie? Kończę właśnie judaistykę, wiosną zostanę żoną i dostanę kota;) Mieszkanie jest na skraju krakowskiego Śródmieścia, w bloku z lat 50. Do nowiutkich 64m2 wprowadzili się Dziadkowie, tu urodziły się ich 3 córki. Najmłodsza, moja Mama, po studiach przeprowadziła się w góry, a ja wróciłam do Jej starego pokoju 5 lat temu. Do maja dzieliłam mieszkanie ze współlokatorkami, od kilku miesięcy mam je tylko dla siebie (i Narzeczonego;) ).
Pomalutku przerabiamy je na bardziej nasze, a ja staram się zachować klimat jaki pamiętam z dzieciństwa. Dużo rzeczy robię sama lub wyręczam się Narzeczonym (były cykliniarz, troskliwie zaopiekował się 60letnim parkietem), sprawia nam to wielką frajdę (może nie licząc małego kryzysu przy skrobaniu lamperii w kuchni ;) ).
Stawiam na duży efekt małym kosztem, jedynie w kuchni nie oszczędzaliśmy na farbie - to jak na razie chyba najdroższe szaleństwo. Część mebli jest w mieszkaniu od zawsze, niektóre są z pobliskiego targu staroci, zbierane po rodzinie, z komisu i allegro - odnowione i przemalowane.
Niedługo zabieramy się za duży pokój - baza będzie biało-drewniana, konkrety wyjdą w praniu - na ogół nie mam koncepcji tylko zestawiam rzeczy/kolory które aktualnie mi się podobają - czasem wychodzi, częściej nie ;) Wczoraj znalazłam w piwnicy Taty fantastyczną metalową lampę stojącą swego czasu nad stołem operacyjnym dawnego szpitala wojskowego - będzie jak znalazł nad planowaną do dużego pokoju wygodną kanapę.
Lubię niedosłowne wariacje na tematy ludowe/góralskie(w górach się wychowałam), klimaty peerelowskie (przypominają mi dzieciństwo i mają ten zapierający dech siermiężny urok), drewno/sklejkę i kolor. Inspirują mnie skandynawskie blogi, moda uliczna, film, moje studia, historia."
Jak Wam się podoba?
Zdjęcia autorstwa właścicielki mieszkania.
Znów sięgam do zasobów szwedzkich agencji nieruchomości. Tym razem to Bolaget. W tym wnętrzu urzekły mnie żywe kolory dodatków. Aktualnie mam na tym punkcie hopla.
I jeszcze te piękne wrzosy na tarasie...
A widok z okna na Turning Torso...
I jeszcze te piękne wrzosy na tarasie...
A widok z okna na Turning Torso...
W ciągu weekendu dwa razy odwiedziłam festiwal Łódź Design. Hmm... Chyba zeszłoroczna edycja podobała mi się bardziej. Albo raczej, było więcej ciekawych obiektów. Ale to pewnie kwestia gustu, więc nie będę oceniać.
Świetnym pomysłem był Remade Market, gdzie można było kupić projekty polskich twórców. Niestety bardzo mało było produktów wnętrzarskich, większość to ubrania i akcesoria. Sama nie mogłam się oprzeć breloczkowi od Gagani. Ale jest niedosyt.
Największe wrażenie zrobił na mnie dziś wykład Oskara Zięty. Projekt taboretu PLOPP znany mi był doskonale, także z grubsza technika w jakiej został wykonany, ale wykład mnie zaskoczył. Pozytywnie. Pewnie to zboczenie zawodowe, ale jako konstruktor, poczułam wielki szacunek do projektanta. W kilkudziesięcio-minutowej prezentacji przedstawił historię techniki "nadmuchiwania" metalu. I tak naprawdę hocker okazuje się być produktem ubocznym wieloletnich badań i doświadczeń nad tą technologią.
Zobaczyliśmy jak wszechstronnym człowiekiem jest Zięta. Że design to nie tylko praca nad formą i wyglądem zewnętrznym, ale także sposobem wcielnia tego w życie i że czasem to wcielanie, sposób wykonania jest jeszcze przed projektem. Może część z Was zna temat. Ja się wcześniej w niego nie wgłębiłam i teraz chętnie coś o tym poczytam.
Oskar Zięta jest wykłądowcą na Politechnice w Zurichu i tam prowadzi swoje badania. I jakież oni tam mają świetne laboratoria, jak fajnie wyglądają warsztaty ze studentami. Pozazdrościć, aż bym chętnie tam postudiowała.
To tyle na dziś... Wpadajcie na festiwal, trwa jeszcze cały tydzień. Na pewno znajdziecie coś dla siebie.
Świetnym pomysłem był Remade Market, gdzie można było kupić projekty polskich twórców. Niestety bardzo mało było produktów wnętrzarskich, większość to ubrania i akcesoria. Sama nie mogłam się oprzeć breloczkowi od Gagani. Ale jest niedosyt.
Największe wrażenie zrobił na mnie dziś wykład Oskara Zięty. Projekt taboretu PLOPP znany mi był doskonale, także z grubsza technika w jakiej został wykonany, ale wykład mnie zaskoczył. Pozytywnie. Pewnie to zboczenie zawodowe, ale jako konstruktor, poczułam wielki szacunek do projektanta. W kilkudziesięcio-minutowej prezentacji przedstawił historię techniki "nadmuchiwania" metalu. I tak naprawdę hocker okazuje się być produktem ubocznym wieloletnich badań i doświadczeń nad tą technologią.
Zobaczyliśmy jak wszechstronnym człowiekiem jest Zięta. Że design to nie tylko praca nad formą i wyglądem zewnętrznym, ale także sposobem wcielnia tego w życie i że czasem to wcielanie, sposób wykonania jest jeszcze przed projektem. Może część z Was zna temat. Ja się wcześniej w niego nie wgłębiłam i teraz chętnie coś o tym poczytam.
Oskar Zięta jest wykłądowcą na Politechnice w Zurichu i tam prowadzi swoje badania. I jakież oni tam mają świetne laboratoria, jak fajnie wyglądają warsztaty ze studentami. Pozazdrościć, aż bym chętnie tam postudiowała.
To tyle na dziś... Wpadajcie na festiwal, trwa jeszcze cały tydzień. Na pewno znajdziecie coś dla siebie.
Już niedługo przestawimy zegarki i większość czasu spędzonego w domu upływać nam będzie przy sztucznym świetle. W moim mieszkaniu na nadmiar światła nie mogę narzekać nawet latem, więc jesień tym bardziej mnie go pozbawia. I tu pojawia się temat lamp. Jak już będę mieć kanapę następnym większym wydatkiem będzie lampa do salonu. Ma stać na podłodze, pod skosem, więc nie może być zbyt wysoka.
W czasie wakacyjnego wypadu do Paryża ,natknęłam się na świetną lampę w jednym ze sklepów wnętrzarskich - zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale samolotem nie dało jej się niestety zabrać. Po powrocie zaczęłam szukać w naszych sklepach i okazało się, że to całkiem popularny model, ale nasze ceny są zdecydowanie wyższe niż te we Francji. Pozostaje mi teraz zbierać pieniążki.
A lampa ma być taka jak u Asi. Tylko jeszcze nie wiem czy też biała.
Foto: Asia Gwis
I jeszcze kilka zdjęć lampek, różnych.
Trzy ostatnie zdjęcia są z katalogu Nowy folder na moim komputerze. Prawdopodobnie mają tego samego autora, albo miejsce pochodzenia. Może ktoś wie coś na ten temat, to podpisze folder raz na zawsze.
W czasie wakacyjnego wypadu do Paryża ,natknęłam się na świetną lampę w jednym ze sklepów wnętrzarskich - zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ale samolotem nie dało jej się niestety zabrać. Po powrocie zaczęłam szukać w naszych sklepach i okazało się, że to całkiem popularny model, ale nasze ceny są zdecydowanie wyższe niż te we Francji. Pozostaje mi teraz zbierać pieniążki.
A lampa ma być taka jak u Asi. Tylko jeszcze nie wiem czy też biała.
Foto: Asia Gwis
I jeszcze kilka zdjęć lampek, różnych.
Trzy ostatnie zdjęcia są z katalogu Nowy folder na moim komputerze. Prawdopodobnie mają tego samego autora, albo miejsce pochodzenia. Może ktoś wie coś na ten temat, to podpisze folder raz na zawsze.
Mimo że zimno, to dzięki temu, że wciąż świeci słońce, jesień nie daje mi się tak strasznie we znaki. Liście lecą z drzew i mienią się kolorami tęczy. Aż chce się spacerować. Szkoda, że po powrocie z pracy słońce tak szybko zachodzi...
Zdjęcia Rachel Whiting.
Zdjęcia Rachel Whiting.
Od kilku dni rozpakowuję nowości od Madam Stoltz. Nie ma tego wiele, ale mój składzik za parawanem strasznie się zagracił i już nie mogę się doczekać jak szafa z garażu "wejdzie" na czwarte piętro i pomoże mi zagospodarować przestrzeń. Już część rzeczy wystawiłam w sklepie, więc zapraszam.
Chciałam się jeszcze pochwalić moim wrzosowym zakątkiem. Spójrzcie jak się pięknie prezentują w "decorolkowych" doniczkach.
A znacie przesąd, że nie powinno się wrzosów trzymać w domu, bo przynoszą pecha? Ale co tam, przecież tak pięknie wyglądają.
Chciałam się jeszcze pochwalić moim wrzosowym zakątkiem. Spójrzcie jak się pięknie prezentują w "decorolkowych" doniczkach.
A znacie przesąd, że nie powinno się wrzosów trzymać w domu, bo przynoszą pecha? Ale co tam, przecież tak pięknie wyglądają.
Coś ostatnio natchnienia brak... Piękne słonko za oknem, aż odechciewa się siedzenia przy komputerze.
Ale... Szukając kolorowych magnesów natknęłam się na stronę Colorfolk. Reklamują się jako design inspirowany folklorem. Na stronie można kupić torby, koszulki, a także coś do domu. Wszystko naprawdę świetnie zaprojektowane. Mnie najbardziej podobają się kubki z kurką oraz wieszak biały. Kiedyś kupię. Na razie zamówiłam dwa magnesy. Są urocze.
Ale... Szukając kolorowych magnesów natknęłam się na stronę Colorfolk. Reklamują się jako design inspirowany folklorem. Na stronie można kupić torby, koszulki, a także coś do domu. Wszystko naprawdę świetnie zaprojektowane. Mnie najbardziej podobają się kubki z kurką oraz wieszak biały. Kiedyś kupię. Na razie zamówiłam dwa magnesy. Są urocze.
Przeglądając listę uczestników Łódź Remade Market odbywającego się w ramach festiwalu ŁódzDesign2010 natknęłam się na sopocką grupę Tabanda.
Po pierwsze Łódź Remade Market to wydarzenie w ramach festiwalu, podczas którego będzie można kupić przedmioty zaprojektowane przez polskich twórców: ubrania, dodatki, produkty wyposażenia wnętrz. Już nie mogę się doczekać, może uda mi się coś ciekawego upolować.
Po drugie Tabanda, trójka młodych ludzi - Małgosia Malinowska, Filip Ludka i Tomek Kempa oraz ich projekty. Najbardziej podobają mi się lampy.
Zdjęcia ze strony Tabanda.
Po pierwsze Łódź Remade Market to wydarzenie w ramach festiwalu, podczas którego będzie można kupić przedmioty zaprojektowane przez polskich twórców: ubrania, dodatki, produkty wyposażenia wnętrz. Już nie mogę się doczekać, może uda mi się coś ciekawego upolować.
Po drugie Tabanda, trójka młodych ludzi - Małgosia Malinowska, Filip Ludka i Tomek Kempa oraz ich projekty. Najbardziej podobają mi się lampy.
Zdjęcia ze strony Tabanda.