Malowane deseczki

11:13:00

Dziękuję Wam bardzo za rady dotyczące dywanu, na pewno wezmę je pod uwagę. Muszę chyba pojechać do jakiegoś sklepu z dywanami i sobie je wszystkie pomacać, tak będzie najłatwiej wybrać. Może wycieczka do Ikei?

Tymczasem chciałabym Wam pokazać jak malowałam moje sześciokątne deseczki z odzysku. Swoją drogą zastanawiam się czy zdajecie sobie sprawę jak jestem uzależniona od pchlich targów i różnego rodzaju sklepów z rzeczami z drugiej ręki. Trochę tego pokazuję na blogu, ale chyba nie oddaje to ogromu zjawiska, hehe. Pan G. jak tylko słyszy, że wybieram się w takie miejsce, to zawsze się krzywi. Ale do rzeczy.



Za tymi deseczkami chodziłam jakiś czas, bo nikt ich nie chciał kupić. Czekały na mnie po prostu. Były zatłuszczone, poprzypalane i pocięte nożem. W sumie śmieć. Ale w końcu je wzięłam. Oddałam Tacie do przeszlifowania. Wyszorowałam. Wizję jak je pomalować miałam, zanim je jeszcze kupiłam (podobne deseczki można kupić np. w Bloomingville). 







































Do malowania użyłam farby PARA Ultra. Od razu powiem, że już na starcie popełniłam błąd, bo nie zagruntowałam powierzchni, więc pewnie z tego wynikło późniejsze moje rozczarowanie. 







































Wg opisu, farba jest samopoziomująca i po jej użyciu otrzymujemy powierzchnię skorupki jajka. Strasznie mnie ta informacja zachęciła. Niestety na mojej porysowanej (mimo wyszlifowania) desce, powierzchnia nie wyszła tak gładka, jest fajnie, ale mogłoby być lepiej. Poza tym, farba bardzo długo schła (wbrew zapewnieniom na opakowaniu). Co najmniej 48 godzin powierzchnia się "lepiła" - tu też może mój błąd w zastosowaniu, bo później doczytałam, że farbę stosuje się do powierzchni pionowych.  







































Ostatecznie jednak, powierzchnia wyschła i teraz mogę na niej stawiać gorące przedmioty i nic się z nią nie dzieje. Mogę zmywać na mokro i z detergentem i nic nie schodzi. Podsumowując wyszło bardzo dobrze. Potrzeba tylko odrobiny cierpliwości. 







































Gdybyście myśleli o takich deseczkach, to chyba zamiast szukać starych i zniszczonych, lepiej wyciąć odpowiedni kształt ze sklejki, pomalować. Będzie ładniej i bez niespodzianek. 







































Miłego dnia w tą pochmurną pogodę! Ja dzisiaj oddałam Zośkę Dziadkom, więc nadrabiam zaległości. 

You Might Also Like

7 komentarze

  1. bardzo fajnie wyglądają! a ja mam swoje z korka :p spotkałam przypadkiem w markecie takie po trzy pakowane ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo lubie ten ksztalt, swietna!:))

    OdpowiedzUsuń
  3. He he.... do powierzchni pionowych.... trzeba było deseczkę na sztorc.... szybciej by wyschła ;-)

    A poza tym fajne.... a ja mam tyyyyyyle starych dech :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super deseczki!!! ja uwielbiam takie proste zmiany ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny pomysł. Ale mnie urzekła ta puszka w tle. Mam kilka po mleku mojego Łobuza i tak sobie myślę czy by ich nie potraktować jakąś miętową farbą... :) Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń

POLUB na Facebooku

Subscribe